Stań po swojej stronie

 

Jeśli się o siebie nie zatroszczysz, nie zrobi tego nikt. Takie słowa słyszymy coraz częściej. "Dbaj o swoje zdrowie, dbaj o swoje dobre samopoczucie". To nie jest ani oczywiste, ani proste. Czasami potrzeba wielu zmian. Trzeba pochylić się nad drobnymi czynnościami. Nie poddawać się. Czułam zobojętnienie i nie miałam sił o siebie walczyć. Pozwalam innym na niesprawiedliwą krytykę, na oszczerstwa, drwiny, na to by odreagowywali na mnie swój stres. Zawsze myślałam, że lepiej żeby to było moim kosztem niż miałoby spaść na kogoś innego. Nad cierpieniem innych byłam współczująca, delikatna, niosłam pomoc i pocieszenie. Kiedy sama cierpiałam ponad siły, mówiłam sobie, że tak ma być i że muszę wytrzymać. Dopóki ja cierpię to nie ma się czym martwić, dopóki ja choruję to nie ma problemu. Byleby tylko nieszczęście nie dotknęło moich najbliższych. Wiele razy słyszałam, że powinnam być dla siebie dobra. Nie rozumiałam tego, odsuwałam od siebie takie myśli. Jednak docierały z różnych stron. Tymczasem ja spisałam siebie i swoje życie na straty, zgadzając się w myśl ewangelicznego poddania się cierpieniu i nie sprzeciwiania się mu. Ciągle mając przed oczami Jezusa umywającego nogi uczniom chciałam być sługą. Tymczasem jedno z drugim się nie wyklucza. Granica jest jednak bardzo cienka. 

Nie mogąc odnaleźć się wśród tych wielu głosów żyłam z przekonaniem, że nie ma czegoś takiego jak grzech przeciwko sobie. Dopiero na studiach spotkałam koleżankę, która mówiła, że za mało się o siebie troszczy i że to jest grzech. Ona nawet się z tego spowiadała. To był dla mnie szok. Wtedy jeszcze jednak nie zmieniłam swojego postępowania, poświęcałam swój czas, siły dla innych. Myślałam o św. Matce Teresie z Kalkuty, która oddała dywan podarowany przez jednego z życzliwych ludzi podziwiających jej pracę, z kaplicy aby nie zmniejszać, niedogodności dla sióstr klęczących na kamiennej posadzce. Przypominały mi się dzieci z Lourdes, które nosiły włosienicę aby więcej cierpieć dla Jezusa. W końcu św. Rita, zraniona w czoło kolcem z cierniowej korony. Przykłady można by mnożyć, święci cierpieli i chcieli dla Jezusa cierpieć, o czym pięknie mówi Św. Paweł. O miłości która prowadzi na Krzyż słyszałam w co drugim kazaniu. Moje życie miało być usiane kolcami, cóż miałam robić?

Minęło wiele lat, przeczytałam wiele poradników, Nika Vujicica, ojca Witko, Reginy Brett, Marioli i Piotra Wołochowiczów i wielu innych. Nie wiele się w moim życiu zmieniało. Dalej nie oczekiwałam od innych szacunku a poniżania, nie spodziewałam się uznania a jedynie krytyki. Ta ostatnia podcinała mi skrzydła i powodowała, że przestawałam się starać. Nie wierzyłam, że moje marzenia mogą się spełnić, ani w to, że mogę coś osiągnąć.

Bóg chciał mi pokazać, że jego wola wypełni się mimo mojej słabości. Obroniłam pracę magisterską potem drugą na innym fakultecie, w końcu doktorat. Urodziłam trójkę dzieci. Nawet to, a może zwłaszcza to sprawiło, że całkowicie zaczęłam ignorować swoje potrzeby, przede wszystkim jeśli chodzi o sen, wypoczynek czy czas dla siebie. Dzień w dzień każdą minutę poświęcałam dzieciom, mężowi. Nie zostawało nic i uważałam, utwierdzana przez wszystkich dookoła, że tak ma być.

Niedawno znów usłyszałam słowa abym się sobą zaopiekowała. Po raz kolejny je zignorowałam. Tym razem jednak ziarno niepewności zostało zasiane. Zaczęłam obserwować siebie i swoje otoczenie. Mąż kiedy popracuje, mówi "jestem zmęczony" i nie robi tego o co go proszę. Mnie natomiast nikt nie pyta czy jestem zmęczona, ani czy dam radę zająć się jeszcze lekcjami dzieci. Wszyscy z góry zakładają, że jest wszystko ok. ponieważ się nie skarżę. To było pierwsze słowo, którego musiałam się nauczyć, a które do tej pory nie miało dla mnie żadnego znaczenia. Niepewnie z silną determinacją i tylko w sytuacjach granicznych mówiłam, że jestem zmęczona. Przyniosło to taki efekt, że zaczęłam otrzymywać pomoc, że nie byłam już tak wykończona. To było jak powolne budzenie się ze snu. Starałam się odmawiać dzieciom, jeśli naprawdę nie miałam już siły na zabawę. Zaczęłam próbować wykroić w środku dnia chwilę dla siebie, na czytanie książki lub pisanie.  Zaczęłam dbać o zdrowie, przeszłam na dietę i zaczęłam ćwiczyć w domu. Zauważyłam, ze zmienia się stosunek mojej najstarszej córki do mnie. Pojawiło się coś na kształt szacunku. Nie byłam już tą mamą na którą każdy mógł do woli krzyczeć. Na taki atak starałam się odpowiadać w myśl zasady „każda odpowiedź na agresję jest lepsza niż żadna”. Zaczęłam sobie pozwalać na kilkominutowe gry komputerowe z dziećmi w ciągu dnia.

Musiałam przerwać milczenie kiedy mnie oskarżano niesprawiedliwie – a robili to wszyscy przyzwyczajeni, że nie będę się bronić. Moja uległość nie była dobrze postrzegana. Zrozumiałam, że muszę zacząć dbać o swój wizerunek, a nie tylko spełniać oczekiwania innych. Mało tego, zrozumiałam, że ludzie nie zawsze oczekują, że spełni się ich każde życzenie. Największym jednak dla mnie odkryciem, było, że odmowa czasem może zostać zaakceptowana i nie spowoduje, że przestanę być kochana.

Nie musi tak być, że wszystko będziesz poświęcać aby inni byli zadowoleni. Możesz nauczyć swoich bliskich, że twoje uczucia też mają znaczenie. To bardzo trudne zwłaszcza po latach spełniania oczekiwań dzieci, milczącej zgody na oskarżenia, złośliwości. Trzeba stanąć w swojej obronie, bo nie obroni cię nikt. Mówić kiedy atakują, a nie doszukiwać się wszędzie swojej winy. Nie zawsze to jest twoja winna. Nawet jeśli część winy jest po twojej stronie, to napraw to, co się da naprawić a resztę sobie przebacz.   

Stań po swojej stronie.

O.

Słysząc o przemocy instynktownie wyobrażamy sobie płaczące dziecko chowające się w kącie lub kobietę z podbitym okiem. W drugiej kolejności kojarzymy z tym pojęciem dręczenie słowami, obraźliwymi mailami czy smsami, szantaż emocjonalny. Tymczasem wielokrotnie sami sobie wyrządzamy krzywdę i nie będąc tego świadomi wpędzamy się w kompleksy, zaniżone poczucie własnej wartości, stany depresyjne. Jak stwierdzają psychologowie najczęściej po różnego rodzaju "protezy" sięgają osoby o obniżonym poczuciu wartości.

 

1. Co to są "protezy" i jak się przekonać czy się nimi posługujemy.

W życiu kiedy czujemy się niedowartościowani, mamy przekonanie o swojej małości, znikomości często popadamy w różnego rodzaju uzależnienia. Zaangażowanie się w jakiegoś rodzaju aktywność może spowodować, że właśnie poprzez nią postrzegamy swoją wartość, bez tego znowu czulibyśmy się nic nie warci. Chodzi tu nie tylko o alkohol, narkotyki czy papierosy, chociaż często te używki nie tyle sprawiają obiektywną przyjemność ile dają poczucie przynależności do pewnej grupy, pewnego środowiska. Będąc we wspólnocie osoba uzależniona czuje się ważna, zauważona, doceniona - ponieważ zazwyczaj osoby uwikłane w uzależnienia wzajemnie się utwierdzają w tym, że są w jakiś sposób lepsze od otoczenia. W ten sposób na bazie budowania poczucia wartości osoba popada w uzależnienie. Biorąc pod uwagę, że do popadania w uzależnienia większą skłonność mają osoby bardziej wrażliwe im też trudniej jest od takiej zależności się uwolnić.

Pozornie wzbudzające podziw formy aktywności jak na przykład uczęszczanie na zajęcia fitness, korzystanie wyłącznie ze zdrowej żywności, czy szerzej zdrowy tryb życia mogą stanowić bardziej zakamuflowaną "protezę". Oczywiście same w sobie te działania są dobre, gorzej jeśli stają źródłem pozytywnego myślenia o sobie i jeśli bez nich nie jesteśmy już w stanie funkcjonować. Osoba uzależniona czuje się źle fizycznie i psychicznie jeśli nie może z jakiegoś powodu uczestniczyć w zajęciach sportowych, musi zrezygnować na jakiś czas z ekologicznego jedzenia. Bardzo łatwo jest osobie uzależnionej utwierdzać się w przekonaniu, że złe samopoczucie powstałe w sytuacji gdy musi przerwać swoje działania wynika z racjonalnego przekonania o tym, że brak ten wyrządza szkodę. Tymczasem w świetle obiektywnych badań ani jeden czy dwa wieczory bez fitnessu nie zniweczą wymodelowanej sylwetki ani zjedzony u koleżanki nieekologiczny posiłek nie spowoduje, że nałykamy się śmiertelną dawkę "całej tej chemii". Jak radzą psychologowie warto zafundować sobie taki test, odciąć się na kilka dni od komputera, komórki, ćwiczeń, alkoholu i...sprawdzić czy dopada nas syndrom odstawienia.

 

2. Dlaczego sięgamy po "protezy"

Brak poczucia własnej wartości pojawia się często jako efekt długotrwałej presji jaką wywieramy na sobie aby sprostać stawianym oczekiwaniom. Chodzi nie o to aby "zaakceptować swoje wady" i pozostawić je popadając w lenistwo i zachwyt nad sobą. Przeciwnie chodzi o zachowanie pewnego dystansu zarówno do swoich wad, nad którymi jednocześnie pracujemy jak i do ideałów serwowanych nam przez kulturę. Pamiętajmy, nawet jeśli wszystkie młode mamy na reklamach TV mają szczupłe i wymodelowane ciało to nie znaczy, że bycie mamą musi oznaczać idealną sylwetkę. Problem w tym, że wchłaniamy te ideały podświadomie a następnie bezrefleksyjnie znęcamy się nad sobą, gdy przy każdej okazji patrząc w lustro powtarzamy "jaka jestem gruba". To banalny przykład ale jednak, są gorsze: reklamy i seriale serwują mamom obraz rodziny, w której to ona jest ostoją:

- zawsze zdrowa - podaje lekarstwa kaszlącemu mężowi i dzieciom,

-zawsze pełna sił i wigoru - tańczy sprzątając, wpada w euforię przy praniu :)

-zawsze radosna - nawet jak dzieci plamią to co z tego, skoro plamy znikną dzięki magicznym właściwościom proszku.

Nawet jeśli traktujemy te obrazki z przymrużeniem oka to i tak pozostawiają ślad na naszej psychice i w efekcie ciągle mamy do siebie o coś pretensje, najczęściej właśnie o to , że : źle się czujemy gdy inni nas potrzebują, jesteśmy zmęczone, gdy tyle rzeczy do zrobienia, czujemy się smutne, bo coś złego się wydarzyło. W efekcie sięgamy po przemoc: zaciskamy zęby i udajemy, udajemy udajemy, ubieramy maskę robimy dobrą minę i w ten sposób odzyskujemy poczucie własnej wartości. Własnej?

Czy akceptujemy siebie, czy może pozwalamy by maska zastąpiła nam twarz, bo tej twarzy nie umiemy polubić? Uśmiechnięta maska najczęściej skrywa wnętrze udręczone depresją. Przemoc nie jest rozwiązaniem, przecież to wiemy, ale wciąż nie chcemy zaakceptować prawdy o sobie. Z obserwacji psychologów wynika, że osoby, które się skarżą, narzekają są najczęściej w znacznie lepszej kondycji psychicznej niż te, które mówią, że wszystko dobrze i milczą.

 

3. Pomysły na wyrwanie się z zaklętego koła przemocy

W książkach poradnikach często spotykamy proste, a zarazem przydatne ćwiczenia polegające na tym by każdą myśl negatywną jaką wysyłamy pod swoim adresem przeformułować tak aby uzyskać efekt humoru i dystansu. Przykładowo: wsypałyśmy do ziemniaków cukier zamiast soli i co? Myśl nr 1(przemoc): ale ze mnie idiotka! Myśl nr 2 (zdystansowana): może by tak podać je z bitą śmietaną i posypką czekoladową...Hmmm, można próbować codziennie przynajmniej raz przeformułować takie złe myśli a z czasem wejdzie to w nawyk i da dużo pozytywnej energii w miejsce frustracji. Drugi sposób polega na nie zmuszaniu się do rzeczy na które nie mamy już sił, czy dom się zawali jeśli w zlewie zostaną na noc naczynia, albo podłoga nie będzie błyszczeć. Czasami lepiej zamiast doprowadzać się do skrajnego wycieńczenia pomyśleć o sobie z dystansem, najprościej wyobrazić sobie, że podejmujemy decyzję dotyczącą kogoś innego: siostry,koleżanki.. i zadajmy sobie pytanie: Czy gdyby siostra tak się czuła jak ja teraz (wykończona, zasypiająca na stojąco) to też bym jej kazała sprzątać? Zazwyczaj odpowiedź brzmi nie! Taki test pozwala zweryfikować i zorientować na ile znęcamy się nad sobą i czy poświęcamy swoje zdrowie dla niedoścignionego ideału wypucowanego mieszkania. Życie w harmonii z otoczeniem powstaje jako naturalna konsekwencja tego, że żyjemy w harmonii ze sobą. Nie musisz szydełkować i robić na drutach, tylko dlatego, że są mamy, którym świetnie to wychodzi i sprawia przyjemność. Nie musisz serwować codziennie nowych wymyślnych smakołyków tylko dlatego, że koleżanka ma takie osiągnięcia i z tego słynie.

 

4. Prosty test na to czy traktujesz siebie życzliwie:

 

A) Orientujesz się wchodząc do domu, że dziecko nie ma misia, z którym wychodziliście na spacer, myślisz sobie:

a) ale jestem ślepa, jak mogłam wcześniej nie zauważyć?

b) teraz znowu trzeba będzie przejść całą drogę, no trudno, kto nie ma w głowie ten ma w nogach...

c) miś nas porzucił, trzeba mu więcej miodku dawać..

 

B) Poszłaś pomieszać zupę i nastawić ziemniaki, wracasz a Twoja pociecha bazgra kredkami po ścianie:

a) no i znowu go dopilnowałam, powinnam wiedzieć, że na pewno coś zmaluje

b) nieee, znowu ściana, i kiedy ja to zmyję? Dobrze, że nie mamy dziś gości...

c) tak, twórczość radosna, talent w końcu trzeba rozwijać, lepiej podpiszę datę, w takim wieku takie dzieło,

 

C) W autobusie nieznajomy zwraca Ci uwagę, że dzieci głośno się zachowują:

a) ma rację, powinnam lepiej nad nimi panować, nie umiem ich nauczyć dobrego zachowania

b) no i co z tego, to w końcu dzieci, mają milczeć całą drogę?

c) no to ma Pan szczęście, trochę urozmaicenia i to całkiem za darmo koncert na żywo

 

D) Dziecko szlocha rozpaczliwie bo nie dostało kolejnego cukierka

a) przykro mi kochanie, to moja wina, że Cię przyzwyczaiłam do jedzenia słodyczy,

b) zdrowe zęby ważniejsze, kiedyś zrozumie, a teraz jakoś odwrócę jego uwagę

c) to prawdziwa fontanna łez, jeszcze chwile i będziemy pływać, nie trzeba jechać nad morze

 

E) Padasz z nóg i mąż to widzi, proponuje pomoc w odkurzaniu

a) niech sobie odpoczywa, w końcu to ja muszę zadbać o dom, dam radę

b) to miłe, fajnego mam męża

c) każda pomoc się liczy, niech muskuły facet ćwiczy

 

Podliczenie punktów:

Za każdą odpowiedź a) dostajesz 1 pkt, za b) 2 pkt za c) 3 pkt.

5-9 - Angażujesz się w swoją rolę matki i żony ze wszystkich sił, dbasz o dobro innych za wszelką cenę. Niestety nie tylko zapominasz o swoim zdrowiu fizycznym i psychicznym, ale także obwiniasz siebie o wiele kwestii na które nie masz wpływu. Jeśli przyjrzysz się sprawom, nad którymi uważasz, że nie panujesz to zauważysz, że są poza twoim zasięgiem. Zaakceptowanie tego, że nie możemy mieć wszystkiego pod kontrolę pomoże Ci być bardziej zrelaksowaną, zadowoloną i z większym optymizmem patrzeć na  życie. Pamiętaj jeśli zaczniesz mniej od siebie wymagać zobaczysz, że inni też nie będą od Ciebie tak wiele oczekiwać.

10-12 Starasz się być dobrą mamą i żoną, ale wiesz, że codzienność obfituje w różnego rodzaju wpadki. Pozwalasz sobie na zachowanie własnego zdania, nawet jeśli ktoś coś Ci zarzuca. Umiesz spojrzeć z dystansem na emocje dziecka i troszczyć się o to co jest najbardziej ważne. Nie odrzucasz pomocy, kiedy jest ci potrzebna. Stawiasz sobie cele, ale nie dążysz do nich kosztem swojego zdrowia. "Szczęśliwa mama, szczęśliwe dziecko" - to również Twoje hasło.

13-15 Posiadasz dystans do siebie, swojego dziecka i męża. Ponadto poczucie humoru i pozytywne nastawienie do  życia pozwala Ci nie przejmować się trudnościami i wpadkami. Traktujesz siebie z pobłażliwością, co sprawia, że również inni są skłonni wiele ci wybaczyć. Masz silne poczucie własnej wartości i potrafisz bronić swojego zdania.

 

Olga

Dlaczego boimy się wizyty u psychiatry? A może, nie boimy się samej wizyty, czy lekarza, tylko przyznania się przed innymi, że leczymy się psychiatrycznie? Przyznania się przed samym sobą, że mamy problem.

Niestety w naszym społeczeństwie wciąż dominuje negatywny wizerunek osoby chorej psychicznie, a z taką niewątpliwie utożsamiana jest osoba korzystająca z porad psychiatry. Z mediów wyłania się stereotypowy obraz osoby zmagającej się z chorobą psychiczną, jako osoby odmiennej od innych, zachowującej i wypowiadającej się niezrozumiale, mniej sprawnej intelektualnie, zaniedbanej, śmiesznej, niesamodzielnej, nieprzewidywalnej czy wręcz niebezpiecznej. Dlatego nie ma się co dziwić, że każdy z nas boi się przyklejenia etykietki „chory psychicznie”, która często jest równoznaczna z etykietą „wariat”.

 

Musimy sobie uświadomić, że lekarz psychiatra jest takim samym lekarzem jak internista czy kardiolog. Jego specjalnością jest jednak ludzka psychika, a instrumentem lekarskim nie stetoskop, a rozmowa. Leczy nie tylko choroby psychiczne, ale pomaga w trudnych sytuacjach i problemach dnia codziennego. Psychiatra pomoże, gdy nie możesz spać, lub wręcz przeciwnie, dokucza ci nadmierna senność i brak siły, masz problemy z jedzeniem, odczuwasz lęki (min. przed publicznymi wystąpieniami lub przebywaniem wśród ludzi) lub doświadczasz silnego stresu. Psychiatra, jak każdy lekarz, może przepisać nam odpowiednie leczenie farmakologiczne, a nawet wystawić L4.

 

Sam lekarz psychiatra też czasem wzbudza nasz strach. Zastanawiamy się czy jest „normalny”, co nam będzie robił, jak badał, o co pytał. Głównym narzędziem pracy i diagnozy psychiatrycznej jest rozmowa. Lekarz będzie pytał o główne problemy i objawy. O to, jak często i od kiedy występują. Mówienie o sobie, o swoich najgłębszych problemach i lękach osobie spotkanej pierwszy raz, może sprawiać pewne problemy i być stresujące. Pamiętajmy, że każdy lekarz jest zobowiązany do przestrzegania tajemnicy lekarskiej oraz działania zgodnie z etyką zawodową. Po wstępnej rozmowie, psychiatra może poprosić o wypełnienie kilku testów, mających na celu lepsze zobrazowanie problemów i określenie nasilenia objawów. Takie testy to zazwyczaj zestaw zamkniętych pytań z kilkoma możliwościami odpowiedzi. Po dokładnej diagnozie lekarz podejmuje decyzję o leczeniu farmakologicznym lub, gdy nie ma wskazań do takiego leczenia, może nam zaproponować wizytę u psychologa i psychoterapię. Bardzo często terapia psychologiczna uzupełnia terapię lekami.

 

Decydując się na konsultację u psychiatry warto się trochę wysilić i poszukać, kogoś cieszącego się dobrymi opiniami np. na takich serwisach jak znany lekarz itp. Nie bez znaczenia jest również płeć i wiek lekarza. Musimy się zastanowić, czy łatwiej nam będzie otworzyć się przed kobietą, czy mężczyzną, młodszym czy starszym. Ważne jest również, aby uświadomić sobie, że psychiatra nie jest cudotwórcą i poprawa stanu psychicznego przychodzi dopiero po kilku tygodniach. Podstawą skutecznego leczenia jest regularność wizyt kontrolnych oraz kontynuacja leczenia, pomimo poprawy samopoczucia. O zakończeniu leczenia zawsze decyduje lekarz.

Agnieszka